Wielki świat, małej Lenki

Wielki świat, małej Lenki

czwartek, 30 maja 2013

O wszystkim i niczym.

Przedwczoraj była taka marudna, ale to chyba przeze mnie, bo zjadłam sałatkę, której wcześniej nie jadłam i karmiłam ją piersią i chyba TAM było coś nie tak, ale wczoraj rano zrobiła dużą kupkę i chyba pomogło  W nocy też dała popalić, ale na szczęście mama mi pomogła i trochę ponosiłam ja, trochę mama. Zostałyśmy same we 3. Babiniec ;) Lenka, mama i ja. Tata za granicą, Przemek za granicą. Ja sama nie mogę jej długo nosić, bo nadgarstki po ciąży jeszcze nie wróciły do normy i przy dłuższym noszeniu bolą.

Co do karmienia, to karmie BEBIKO, sama nie mam pokarmu, mam niewiele 40ml. jak odciągnę wieczorem i 20ml. rano. Więc maleństwo się tym nie naje, ale staram się ją mimo wszystko chociaż na troszkę przystawiać, żeby chociaż wzięła parę łyczków, dla zdrowia. Może to przejdzie i mleczko się pojawi, ale szczerze sama w to wątpie. Wczoraj jak na złość jak nie mogłam jej nakarmić swoim mlekiem (bo nie wiedziałam, czy jeszcze może płakać) miałam dużo. Aż byłam zła sama na siebie.  

Katarek nadal nas nie opuszcza, przedwczoraj byłyśmy na kontroli na płucka i gardło na szczęście nic się nie przeniosło, lekarka kazała zakraplać nosek solą fizjologiczną i zapisała witaminę C w kropelkach.

Lenka to istny diabełek! :) Nie chce spać w swoim łóżeczku, najlepiej czuję się na mojej poduszce obojętnie gdzie, ważne, że jest TA poduszka, wtedy potrafi przespać nawet 4h. To troszkę moja wina, ale nie mogę słuchać jak płaczę, serce mi pęka wtedy i i tak mała wygrywa i śpi albo ze mną w łóżku, albo drzemie u babci w pokoju. Taka mała cwaniara. ;) Jak Przemek wróci to spróbujemy ją odzwyczaić, on ma więcej cierpliwości, ja za szybko jej ulegam, no ale jak tu nie ulec takiej małej kruszynce? ;)

Kikut nam dziś odpadł i jest słodki pępuszek. Pępowina musiała być gruba, przynajmniej tak wygląda patrząc na wygląd pępka. Przemywałam rozrobionym spirytusem, bo położna nie polecała octeniseptu.

Nasza kruszynka jest bardzo silna, odpycha się, łapie rączkami, a jak położę ją na brzuszku to odpycha się rączkami i przesuwa do przodu (kawałeczek, ale zawsze coś :)) dziwi mnie to, bo zawsze myślałam, że takie malutkie dzieci to nie mają zbyt dużo siły, ale widocznie dużo muszę się nauczyć. ;) Nawet położna i lekarka powiedziały, że jest nadzwyczajna, siłaczka po tatusiu. ;)

Jutro idę załatwić wniosek na becikowe, zobaczymy co mi powiedzą. Czekamy na pieniądze z ubezpieczenia P. - ciekawe ile poczekamy mam nadzieję, że niezbyt długo, bo wiadomo pieniądze się przydadzą. 

Przemek wraca jutro w nocy, w końcu! Ten tydzień niby minął szybko, ale i tak stęskniłam się. Dawno nie rozstawaliśmy się na więcej niż 3 dni. Strasznie się przyzwyczaiłam, że jest blisko.



Dziękuję za wszystkie gratulacje, słowa wsparcia i trzymane kciuki jak byłam na porodówce. Jesteście kochane! ;)


A tak czekałam na kąpiel ;)




poniedziałek, 27 maja 2013

Poród, szpital- wrażenia?

W końcu troszkę czasu, żeby coś napisać, malutka śpi, tata wyjechał w delegację, a mama ma chwilkę dla siebie.

Więc zacznijmy od początku, jakie mam wrażenia dotyczące porodu i pobytu w szpitalu? Na pewno nie zapomniane! Na dzień dzisiejszy nie chce nigdy więcej rodzić, wiem, że było warto, bo mam śliczną kruszynkę, ale nie.. Przerosło mnie to. 

Jak to się zaczęło? W piątek dostałam skurczy (szły z krzyża) były regularne, mniej więcej co 6minut i z skurczu na skurcz coraz mocniejsze. COŚ mi poleciało, więc myślałam, że odeszły mi wody, więc pojechaliśmy do szpitala. Przyjęli mnie na oddział, Przemka wyrzucili. Zrobili KTG - zero akcji porodowej. Badanie - rozwarcie na 1 palec, lekarz będący wtedy na dyżurze stwierdził, że OWSZEM WODY SIĘ SĄCZĄ. Oddelegowali mnie na sale i kazali leżeć, stwierdzili, że albo się wyśpię, albo urodzę. O 2 zaczęłam krwawić, poszłam do położnej ona na to nic, kazała ubrać wkładkę i leżeć. Ból się nasilał, panie na sali mówiły, że te bóle to nic w porównaniu z porodem, nie wierzyłam ich, a raczej nie potrafiłam sobie wyobrazić, że coś może bardziej boleć. Nie spałam nawet minuty. Rano znowu wzięli mnie na KTG, po raz kolejny - zero akcji porodowej, rozwarcie się nie zmieniło. Zdecydowali, że podadzą mi kroplówkę na wywołanie. Położna mnie zmierzyła i stwierdziła, że chyba będzie duże dziecko, lekarz na to, że nawet 3,5kg nie będzie miało - OKEJ. Kazali iść zjeść śniadanie i przyjść na kroplówkę, tak też zrobiłam. Zmienił się lekarz dyżurujący i on natomiast stwierdził, że WODY MI NIE ODESZŁY, PĘCHERZ JEST CAŁY, ROZWARCIE NA 1CM, ZERO AKCJI PORODOWEJ, więc nie ma po co podłączać kroplówki mam się położyć i czekać. Dodam, że ból się nasilał, a podczas badania pęcherza spadłam prawie z fotela. Poszłam się położyć, z bólu nie płakałam- wyłam. A oni nic, zero reakcji. Dostałam obiad który z trudem zjadłam bo wyginało mnie na wszystkie strony. Ok. 14:30 przyszła po mnie położna, że wywołujemy. Akurat  przyjechał Przemek, zapytalam czy może być ze mną - nie odmówiła co mnie aż zszokowało, ale godzine musiałam poleżeć sama, żeby mnie zbadali, zrobili KTG itd. O 14:45 dostałam kroplówke i wtedy się zaczęlo. Skurcze coraz silniejsze, częstsze. Co 3minuty. Aparat KTG nadal nie wykazywał akcji porodowej. Robiłam wszystko żeby zmniejszyć ból, leżałam, przekręcałam się, chodziłam, skakałam na piłce, Przemek masował, ale NIC nie pomagało. Po kolejnym badaniu i tak nic się nie ruszyło. Lekarz przebił pęcherz płodowy - wody poleciały, ZIELONE. Dalej pamiętam wszystko jak przez mgłę, pamiętam niesamowity ból, Przemka który kazał mi oddychać. Czy krzyczałam? Na początku parę razy głośniej krzyknęłam, potem już nie miałam na to siły. Po 4h przyszedł lekarz zbadał mnie, rozwarcie na 3palce, bóle okazały się nie być bólami porodowymi, zero postępu porodu. Zapytanie czy zgadzam się na cesarskie cięcie. Jeszcze nigdy odpowiedziałam tak zdecydowanie. Podpisałam zgodę, podłączyli mi cewnik, zabrali na blok. Tam anestezjolog próbował podać mi znieczulenie w kręgosłup. Trudno było, kazali mi się rozluźnić, ale jak, skoro skurcze już nie puszczały, tylko nachodziły i nasilały się? W końcu się wkłuli, poczułam przyjemne ciepło i potem to już nic nie czułam. A o 19:33 usłyszałam cudowny krzyk Lenki, pokazali mi ją - najśliczniejsza osóbka na świecie! Ważyła 4030kg. miała 57cm i cudowne długie włoski. Dostała 10punktów. Mnie zostawili i szyli, Lenka poszła z Przemkiem na badania. Jaka ulga, że wszystko z malutką w porządku. Ja po wszystkim, tam gdzie nie byłam znieczulona trzęsłam się jak galareta. Przenieśli mnie na salę pooperacyjną, przyszedł Przemek, potem pielęgniarki przyniosły Lenkę. Przemek popłakał się ze szczęścia, że ma takie dzielne kobiety. 

Szpitala nie wspominam dobrze, z resztą jak zawsze. Zagłodzili mi prawie Lenkę! Miałam pokarm, ale mało, nie wystarczało to malutkiej więc była głodna i krzyczała. Pielęgniarki na siłę kazały mi karmić, nie chcieli jej dokarmiać. A malutka cierpiała. We wtorek pielęgniarka przyszła i powiedziała, że jaka ze mnie matka, że nie mam serca, że głodzę własne dziecko. Wyrwała mi malutką i jak wychodziła to komentowała "widzisz jaką masz matkę? nawet nakarmić Cię nie potrafi" - to wystarczyło. Zaczęłam płakać, trząść się, akurat przyszedł ordynator na obchód kazał przełożonej pielęgniarek to wyjaśnić, ja dostałam tabletkę na uspokojenie. A ona? Później już była milutka, po prostu do rany przyłóż. 

Od środy jesteśmy w domku, powoli się przyzwyczajamy. Malutka przez pierwszy dzień cały czas była głodna, jadła jakby na zapas. Teraz to już się troszkę unormowało, jemy co 2-3h, a dziś w nocy dostała jedną butlkę i to o 4. Jesteśmy po 1 wizycie położnej, dzisiaj będzie kolejna. Mówiła, że za ciepło ją ubieram i kazała ubierać same body i skarpetki.. Nie wytrzymałam i i tak ubrałam ją w śpioszki, no bo malutka lubi ciepło i jak chociaż troszkę jej zimno to dostaje czkawki. No i przez te rady położnej malutka ma katarek. Wczoraj byliśmy na pogotowiu, bo nie widzieliśmy, czy to można tak zostawić. Powiedzieli nam, że mamy tylko odciągać katar i we wtorek / środe mamy iść na kontrolę do pediatry.

Tatuś dziś o 5 wyjechał do Niemiec. Kosztuje nas to dużo łez, ale poradzimy sobie, damy radę. Kochamy się i to najważniejsze. Jest szansa, że może uda mu się wrócić na weekend do nas. Jejku, tak bardzo bym tego chciała. 

Jesteśmy naprawdę szczęśliwą rodzinką!!! ;))



sobota, 25 maja 2013

Akuku ;)

Lenka , urodzona 18.05.13 godz. 19:33 - przez cesarskie cięcie.


więcej napisze, jak znajdę więcej czasu ;)

piątek, 17 maja 2013

JEDZIEMY!!!

JEDZIEMY DO SZPITALA..


17:30
17:36
17:48
17:53
17:58
18:03
18:16
18:21
18:26

TAKIE MAMY SKURCZE, CORAZ BARDZIEJ BOLESNE, WODY JAKBY SIĘ SĄCZYŁY.

TRZYMAJCIE KCIUKI!!! ;))))

COŚ się dzieje!!

Po wczorajszym poście dostałam skurczy! Były w miarę regularne. Pierwszy był o 17. Pomyślałam, że to TO ;) Koło 18 poszłam wziąć kąpiel i co? Przeszło jak ręką odjął. Następne skurcze rozpoczęły się o 19:24 , kolejny był o 19:35 , 19:54 , 20:07 , 20:21 , 20:27 i znowu cisza.. I było tak do 3:31 potem kolejny był o 3:41 , 3:51 iii.. zasnęłam, cisza. Więc raczej nie były bolesne skoro udało mi się usnąć tak samej z siebie, prawda? Dzisiaj skurcze zaczęły się dopiero o 12:58 i tak trwają do teraz co 30 minut, 20 minut róźnie. Nie są zbyt bolesne, takie jak na miesiączkę no może ciut mocniejsze, ale da się funkcjonować. 

Nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć, kiedy zgłosić się na oddział. Kiedy pojawia się jakaś regulacja nagle trach, wszystko mija. Lekarz mówił, że jak będą co 10min. to mam przyjechać, ale u mnie bo jakiejś godzinie wszystko mija. Czop śluzowy nadal mi nie odszedł. Wszędzie piszą, że bóli porodowych nie da się pomylić. Podobno bolą tak, że nie można ustać, to prawda? Teraz doszła mi jeszcze okropna zgaga, aż chce mi się wymiotować. A nie jadłam nic takiego co mogłoby mi zaszkodzić. Zwariuje przez to czekanie. 

Kuzynka P. miała termin na 20, dzisiaj ok. 5 rano urodziła. Też córeczkę, też Lenka. A po cichu liczyłam, że jednak ją wyprzedzę ;P

P. stwierdził wczoraj, że jak urodzę to będzie mu dziwnie, bo się zrobię mała, ojj chciałabym być mała :P Bo teraz czuję się jak słoń. 

Proszę obiecane zdjęcia ;)







A taki mamy brzuszek jak leżymy ;))



Patrząc na te zdjęcia, widzę jak spuchłam.. Mam nadzieję, że po porodzie woda szybko mi zejdzie ;))

A co do brzucha, to sądzicie, że opuścił się? Już sama nie wiem co mam myśleć ;)


Obwód brzuszka - 109cm.
Przybrane kg - 25kg ;OOO 

czwartek, 16 maja 2013

Cisza przed burzą?

Cicho, cichutko, cichtuteńko.. Nic się nie dzieje.

Wczoraj minął termin z miesiączki, dzisiaj mija termin z USG z 9tc. Jak na razie nic się nie dzieję. Zaczynam się troszkę niecierpliwić. Wczoraj miałam lekkie załamanie, przepłakałam cały wieczór, bo zaczęłam panikować przed porodem, ale był ze mną P. to najważniejsze ;)) Kocham go nad życie, wiecie?

A jak to było u Was? Jakie miałyście objawy przed porodem? W poniedziałek lekarz mówił, że nic się nie dzieje, szyjka wszystko zamknięte. U mnie chyba nawet skurcze się uspokoiły  Czasem coś gdzieś tam zakuje, bóle przypominają takie jak na miesiączkę. Czasem lekko zakuje w krzyżu. Najczęściej takie bóle mam w nocy, w dzień rzadko. Czop śluzowy mi nie odszedł. Za dużo czytam w internecie chyba, bo powoli zaczynam świrować. Nie chce mieć porodu wywołanego, chce żeby wszystko przebiegło naturalnie.. Pomóżcie dziewczyny ;)))  

Obiecane zdjęcie wstawie.. jak zrobię ;P ;))

poniedziałek, 13 maja 2013

Mamy czekać, więc czekamy ;)

Po wizycie. Po badaniu lekarz stwierdził, że NIC się nie dzieję i mała jak na razie się do nas nie wybiera i trzeba czekać, a jeśli do 22 maja nie urodzę to mam się zgłosić rano na oddział. Kurdę, mam nadzieję, że do tego czasu Lenka będzie już z nami ;)))


Moje szczęście z mieszkania razem nie potrwa długo. Od 28 maja będę 'słomianą wdową'. P. wyjeżdża na delegację.. do Niemiec. Plan jest taki, że będzie zjeżdżał co 2tygodnie, ale wiadomo jak będzie praca to nie zjedzie. Nie jestem zachwycona tym pomysłem, ale co zrobić, lepsza taka praca niż żadna, prawda? A my sobie z malutką jakoś poradzimy.


Dzisiaj mamy jechać kupić kafelki, farby itd. ale szczeeerze to nie chce mi się strasznie ;) Najchętniej położyłabym się spać i nie wstawała nawet na chwilę ;P


Obudziłam się po 5 i nie mogłam spać, chwilę po mnie obudził się P. i tak sobie leżeliśmy do 5:45 potem oddelegowałam P/ do pracy, położyłam się i nie mogłam spać. Do 7:30 poleżałam , potem pojechałam do lekarza i jak wróciłam to spałam chyba 3h. Miałam iść do bratowej, ale nie mogłam się obudzić. A na zakupy oczywiście nie poszłam ;P Ale chyba zaraz pojadę z tatą
.

Wczoraj wieczorem przymierzałam koszulę nocna, bo nie wiedzialam czy się w nią w ogóle zmieszcze, Przemek zrobił mi zdjęcie iii stwierdzam, że zrobiłam się WIELKA, OGROMNA, OLBRZYMIA ;P Ale naprawdę, jak patrzę w lustro to nie wydaję się taka duża ;P Dzisiaj zrobie jakies nie piżamowe i Wam pokaże jak urosłam ;)

niedziela, 12 maja 2013

Terminowo.

Jak to jest z tymi terminami? Który termin jest najważniejszy, najpewniejszy? U mnie termin waha się od 12 maja do 25. Z miesiączki termin mam na 15 , z pierwszego USG na 16 maja , z drugiego też , trzeciego na 18 maja , z czwartego na 12 maja z piątego na 22 i z szóstego na 25 maja. O jezzzu , aż tyle miałam USG? Nie zdawałam sobie z tego sprawy ;P Sama nie wiem kiedy urodzę, skurcze minęły, wszystko przez weekend ucichło. Albo urodzę później, albo to tylko cisza przed burzą ;P Jutro wizyta u lekarza zobaczymy co mi powie po 'macanku' ;P

W czwartek miałam taki ból pleców, że nie mogłam się zwlec z łóżka, a z każdym ruchem (w sumie próbą ruchu) leciały mi łzy, tak bolało. Cienias ze mnie ;P Jestem strasznie leniwa przez ostatnie dni, stwierdzam, że nawet nie chce mi się rodzić, bo chce mi się spać. Zauważyłam, że najbardziej chce mi się spać jak nie wezmę moich czarodziejskich różowych tabletek ;P To są jakieś witaminy, głownie z żelazem, bo wykryli u mnie nagle anemie. A, że cierpię na sklerozę to nie zawsze pamiętam, żeby je brać i wtedy zasypiam na stojąco ;P 

Zdałam sobie sprawę, że od 15 października jestem na tabletkach. Dzień w dzień , codziennie tabletki. Mój biedny żołądek , a Lenka to chyba naćpana się urodzi. Po porodzie nie wezmę nic, nawet głupiego apapu. 

A co wyprawki to muszę chyba dokupić jednak wkładki laktacyjne. Ominęłam ten zakup, bo twierdziłam, że przy moim rozmiarze piersi mleko nie powinno się pojawić :P Przed ciążą nie miałam pawie nic, a teraz też mi niewiele urosły, ale już ostatnio zauważyłam małe plamki na koszulce od spania i dziś jak się ubierałam to zauważyłam, że COŚ wycieka, czytałam, że to może być SIARA. Teraz nie wiem, czekać do porodu, czy zakupić jutro? Czy rozmiar ma znaczenie? Doradźcie doświadczone mamuśki ;))) 

Oglądając zdjęcia waszych maluszków stwierdzam, że dzieciaczki straaaasznie szybko rosną i szybko się zmieniają ;) 

A ja się zrobiłam bardzo wrażliwa i opiekuńcza. Pokochałam wszystkie kotki, pieski i wszystkie bym najchętniej wytuliła i wzięła do domu. Oszalałam ;P 

poniedziałek, 6 maja 2013

Jeszcze w dwupaku.. ;)

Więc jeszcze jesteśmy w 2in1 ;)) Ale myślę, że już niedługo. Coraz częściej mam skurcze przepowiadające, wczoraj rano były 2 i to dość silne, że myślałam, że to już, ale poczekałam chwilkę ii przeszło. W sumie z jednej strony się cieszę, bo kompletnie nie wiedziałam co mam robić, ale na szczęście P. zachował zimną krew i stwierdził, że jedziemy, ale ja wolałam poczekać (stchórzyłam ;P) no i przeszło. A z drugiej strony chciałabym żeby Lenka była już z nami. Móc ją przytulić, pocałować. Oprócz skurczy to puchnę. Jak za dużo czasu spędzę 'na nogach' to potem aż nie mogę spać, tak bolą nóżki. W sobotę jak poszłam wziąć prysznic i się rozebrałam to aż się przestraszyłam, wyglądałam jakbym miała trzecią stopę. Lekarz mówił, że to (niby) normalne w ciąży, jak byłam w szpitalu to robili mi badania w kierunku gestozy, nic nie wykazały więc chyba nie mam się o co martwić. 

Ogólnie mała troszkę napędziła mi strachu, bo przez ostatnie dni była troszkę leniwa i mało się ruszała, ale już jest dobrze. Czytałam, że już ma dziecko w tak zaawansowanej ciąży ma malutko miejsca i ustawia się już 'na godzinę zero' dlatego może się ruszać mniej intensywnie. 

Od wczoraj P. mieszka u mnie. Jak na razie bez zgrzytów ;P A od środy w sumie jesteśmy razem bez przerwy. Jakoś ze mną wytrzymuje, chociaż jest trudno, bo sama wiem, że jestem nie do zniesienia, wszystko leci mi z rąk, a P. sprząta, bo sam z siebie stwierdził, że ja nie mogę się przemęczać hehe, chociaż ta bezczynność mnie dobija i jak nie widzi to sprzątam, układam, żeby tylko nie myśleć o porodzie. U nas już ściany zrobione,prąd i woda też,  muszą tylko zrobić podłogi, założyć panele, kafelki, meble i będziemy na swoim. Prace idą pełną parą, już nie mogę się doczekać ;)) Tak jak wspominałam, na początek będziemy mieli 1 większy pokój, łazienkę, kuchnię, przedpokój, duuuuży ogród.  Jak to mówią CIASNE, ALE WŁASNE. Na początku będzie trudno i skromnie, ale akurat jak ja skończę szkołę, to skończą się też większe wydatki i się odbijemy. W sumie to najważniejsze, że będziemy razem. A skoro się kochamy to ze wszystkim damy radę i wiem, że rodzice jak tylko będą mogli to nam pomogą. 

boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. boje sie porodu. 

czwartek, 2 maja 2013

W domku..

Jak wiecie, na kontroli wyszło tak, że wylądowałyśmy w szpitalu. W tym co ostatnio, ale pielęgniarki i położne chyba dobrze zniosły przesilenie wiosenne, bo były dla mnie tak miłe, że aż sama się dziwiłam. Nie mogłam uwierzyć, że to ten sam szpital w którym byłam ostatnio. Nawet ta lekarka próbowała się do mnie uśmiechać hehe ;))

No więc tak, trafiłam do szpitala, bo wyniki były nie tak. Tzn. miałam za dużo leukocytów w moczu, więc rozwijał się jakiś stan zapalny i lekarz chciał to sprawdzić. Prawda jest taka, że pewnie chcieli zapełnić pustki w szpitalu, bo zdarzało się, że miałam więcej i jakoś do szpitala nigdy mnie nie brał. Zatrucie ciążowe wykluczył, ale jak leżałam w szpitalu zrobili mi badania w kierunku tej choroby, ale wyszło, że jej nie mam. ;) W poniedziałek nie robili mi kompletnie nic, dostałam tylko kroplówkę, antybiotyk i tabletkę dopochowową na noc. We wtorek zrobili mi badania z moczu i krwi, usg brzuszka i usg nerek. Z usg brzuszka wyszło, że wszystko jest dobrze, a malutka waży już ok. 3kg. Tabletki mi odstawił, powiedział, że teraz czas żeby urodzić, a nie żeby brać tabletki ;P A z usg nerek wyszło, że mam zastój w prawej nerce, ale po ciąży wszystko powinno wrócić do normy- zobaczymy. Ale przypomniało mi to historie sprzed roku, miałam silne bóle brzucha i jak pojechałam do szpitala  z podejrzeniem zapalenia wyrostka robaczkowego to okazało się, ze mam jakąś infekcję dróg moczowych (podobnie jak teraz) i to prawdopodobnie jest od prawej nerki, dlatego mogłoby się wydawać, że jest to zapalenie wyrostka. No nic po porodzie czekają mnie badania i wtedy się wszystko wyjaśni ;)

U nas remonty na całego, mnie na szczęście to omija i ja sobie odpoczywam a faceci robią ;))