Wróciłyśmy, po weekendowych „wakacjach” w szpitalu.
Wróciłyśmy na szczęście w dwupaku, bo to jeszcze dużo za wcześnie żeby Lenka
była z nami.
Jak to się wszystko stało? Więc tak za dużo stresu +
przeziębienie i gotowe. W piątek koło 15 miałam małe spięcie z mamą. Po prostu
miałam już dosyć tego jej wtrącania we wszystko i wybuchłam. Zaczął boleć mnie
brzuch, więc postanowiłam się zdrzemnąć, ale to nic nie pomogło. Jak wstałam to
miałam brzuch jak kamień, było mi duszno, gorąco, pociłam się wszystko na raz.
Zmierzyłam ciśnienie 130/80 (nie tak źle) ale puls miałam 154! No więc szybkie
pakowanie i decyzja, że jedziemy na izbę przyjęć. A tam? Jezu, w życiu nie
widziałam takiej wrednej lekarki! Obiecuję, już nigdy nie dam zbadać się pani
ginekolog. Była tak niedelikatna, że myślałam, że mi oczy wyjdą z bólu na tym
fotelu. Stwierdziła, że wszystko jest ok, ale jak jej powiedziałam, że lekarz
prowadzący moją ciążę kazał brać fenoterol i izoptin to stwierdziła, że jednak
trzeba położyć na oddział. Jak mnie przyjmowali na oddział to nie wiem skąd
brali informacje o mnie. Raz pisali, że
mam 19lat, raz, że 18. Nawet wagę mi wpisali, ale nie moją, bo wpisali 73,9 a
ja tyle ważyłam miesiąc temu. Masakra! Po przyjeciu na oddział ginekolog
zabrała mnie na USG, a tam? Nie powiedziała mi kompletnie nic. Tylko, że mam
prawidłową ilość wód płodowych, a jak się jej zapytałam czy będzie dziewczynka,
to powiedziała „A CO MNIE TO INTERESUJĘ? TO NIEISTOTNE” Pff! Przy USG drukowała
zdjęcia, ale nie dała mi ich, przy wypisie również ich nie dostałam, więc nie
mam pojęcia co z nimi zrobiła. Po USG przeszlam na KTG, pierwszy raz byłam na
takim badaniu, a położna zostawiła mnie tam samą. Podłączyła mnie do urządzenia
i kazała cisnąć na guzik jak będzie ruch. Tak też robiłam, a że Lenka była
bardzo ruchliwa to klikałam co chwilę, ale to jej nie przypasowało. Kazała
położyć mi się na boku, a wtedy Lenka się uspokoiła, ale to też było źle, bo
twierdziła, że nie potrafię rozpoznać ruchów dziecka. Grrr! Po badaniu nic mi
nie powiedzieli, czy jest dobrze czy źle. Przeszłam do pielęgniarek, założyły
mi wenflon. Przy pierwszej próbie pękła mi żyła, krew ciekła, ale pielegniarka
nic, kłuje dalej. W końcu jakoś jej się udało wbić prawidłowo. Wtedy (po ok. 1,5h)
mogłam zobaczyć się z P. nikt mu nie powiedział co się ze mną dzieje, gdzie
jestem i biedak tak czekał na korytarzu. Widziałam się z nim dosłownie 10min,
bo podłączyli mi kroplówkę, dali zastrzyk i kazali mu iść.
Następnego dnia o 6 musiałam iść na pobranie krwi, zapytałam
się kiedy będą wyniki, ona powiedziała, że tego samego dnia i dlaczego pytam, a
ja jej mówię, że może wyjdę jak wszystko będzie dobrze, a ona zaczęła na mnie
krzyczeć, że jak tu przyszłam sama z własnej woli to mam lezeć, a nie wymyślam.
Jejku, przecież tylko zapytałam! Masakra z tymi położnymi. Lekarz był przez
cały weekend był ten sam, więc nie było za ciekawie, bo niczego konkretnego się
nie dowiedziałam. Przy zmianie kroplówki krew mi pociekła, aż na podłogę, ale
to przeciez nic takiego (sprzątnęli to dopiero dzisiaj)
Wczoraj np. miałam gorączke (jestem przeziebiona, ale nikt
nawet o to nie zapytał) ale nie powiedzieli mi nic, nic nie dali na zbicie
temperatury, dowiedziałam się jak spojrzałam na kartę wisząca na łóżku. Ladnie
o mnie dbali, co? :) Dzisiaj dowiedziałam się, że na karcie mam wpisane, ze
jestem w 30tc dlatego dostawałam LUTEINE, a nie fenoterol. A na dzisiejszym KTG
tętno malutkiej tak skakało raz było prawie 200 raz niecałe 100. W pewnym
momencie zaczęlo pikać, wtedy przyszła położna i co zrobiła? Wyłączyła dźwięk i
poszła na kawkę. Jakbym tam umarła to by nawet nie zauważyli.
Po takich przejściach zastanawiam się po co ludzie zostają
lekarzami, pielęgniarkami skoro nie mają za grosz ludzkich odruchów? Masakra.
Czasami bałam się pytać o cokolwiek.
Z wypisu dowiedziałam się, że Lenka jest w położeniu
podłużnym główkowym. Z USG wyszło, że w piątek był 33,2tc i termin nam się
zmienił na 22 maja, a malutka waży już 2,08kg :) Skoro nic nie mówili to
(chyba) wszystko już jest dobrze. Dostałam dalej fenoterol, hydroxyzinum,
izoptin i nospe. Za tydzień mam się zgłosić do kontroli. :)
Jutro jeszcze nie wracam do szkoły, muszę zwalczyć to
przeziębienie, bo będzie coraz gorzej, a nie chce znowu wylądować u nich. :)
Wyprawka skompletowana, z ubranek mamy wszystko, łożeczko
skręcone stoi już, musimy dokupić tylko fotelik i kosmetyki i będzie wszystko
:)
Próbowałam coś pisać z telefonu, ale widziałyście efekty :)
A teraz będę nadrabiać wasze wpisy. :)
Buziaki kochane :*
Mam nadzieję, że już dobrze będzie... Co to za szpital z horroru? Rodzic też tam będziesz, czy na inny oddział jedziesz po tych atrakcjach?
OdpowiedzUsuńOdpoczywaj i się kuruj!
Jejka, aż włos się jeży a w którym szpitalu bylas?
OdpowiedzUsuńI jak tu nie narzekać na szpitale...To jakie podejście mają pielęgniarki czy niektórzy lekarze do pacjentów to skandal. Ja np jak leżałam w szpitalu na porodówce bo akurat nie było miejsca na ginekologii to położna z oddziałową stwierdziły,że dzieci się rodzą jak gnidy w ciągu kilku dni i że jest jak w psiarni!! ciekawe jak czuły się matki tuż po porodzie;( przerażające chamstwo.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ciepło! I wracaj do zdrówka;)
Masakra jednym słowem. Współczuję babeczkom, które muszą rodzić w takich warunkach. Ja sobie tego nie wyobrażam, na szczęście w moim szpitalu mi to nie grozi. Dlatego ponawiam pytanie Elenki z nadzieją, że jednak tam nie będziesz rodzić...
OdpowiedzUsuńNie chcę tam rodzić, ale to jest najbliższy szpital, 20km ode mnie. Następny jest prawie 50, a jeśli "zacznie się" jak będę u P. to mam jeszcze dalej. Tak nam kijowo ułożyli te szpitale. Ale mam cichą nadzieję, że będę miała więcej czasu i zdążę dojechać dalej :)
OdpowiedzUsuńna twoim miejscu bym tam nie rodziła! nie martw się zdążysz do tego drugiego szpitala....poród jest taki szybki tylko na filmach ;) odejście wód, od razu skurcze parte i dziecko na świecie hehe zawsze chce mi sie śmiać jak oglądam porody w filmach
Usuńsama jeszcze nigdy nie rodziłam dlatego mam taką "filmową" wizję porodu i obawy, że nie zdążę ;) ale w tym szpitalu dyżury ma mój lekarz prowadzący, więc byłabym spokojna gdyby był obok, ale też może go nie być.. mam jeszcze trochę czasu na podjęcie decyzji :)
UsuńDobrze, że już jesteś i że nadal w dwupaku!! Przeżyć szpitalnych współczuję... Też raz miałam spotkanie z takim doktorem, aż się popłakalam...
OdpowiedzUsuńTo jest przesada z tymi lekarzami! Jak jest na oddziale mój lekarz prowadzący to jest zupełnie inaczej :)) Chodzi po oddziale, podśpiewuje, zagląda do nas. A jak jest ona? Kobiety boją się do łazienki wyjść.
UsuńI wszystko jasne - dobrze, że póki co w domku jesteście :_)
OdpowiedzUsuńZdążysz :) Ja 60km jechałam i zdążyłam :)
OdpowiedzUsuńUff jesteście :) Pociesze się u mnie szpital jest identyczny.. Najgorsze są te w niezadużych miastach...
OdpowiedzUsuńNa porodówce nie byłam ale na neurologi i klękajcie narody :D Krzyczą, marudzą, ubliżają a jak się leży z ciśnienie 70/30 !! to najważniejsze pytanie jest ,,kiedy wyszedł pierwszy ząb,, a po co im to do wiadomości ;P ?? I skąd ja mam to wiedzieć ?? Jak miałam wstrząs po odstawieniu leków to zaoferowali zimny okład i leki uspokajające ;) Bosko...
Trzymajcie się!
Jeju, aż mnie dreszcze przechodziły jak to czytałam. Masakra jakaś! Dobrze, ze już jesteś w domu, bo jak widać w szpitalu można być bardziej zdenerwowanym niż w domu.
OdpowiedzUsuńJa też nie mam szczęścia co do kobiet ginekologów.
A lekarze i pielęgniarki to rzeczywiście czasem zachowują się jak by pracowali za karę.
Pozdrawiam cieplutko.
http://alinadobrawa.blogspot.com/